Posty

Small steps

Małymi kroczkami idę do przodu. Walczę o siebie, o swoje szczęście. I nie wiem ile to zajmie, ale wiem, że warto. Nie jest jeszcze tak jak powinno być. Są dni kiedy leżenie w łózku to za duży wysiłek. Ale na szczęście są też takie w ktorych mam tyle energii, że nie wiem co robić, bo za dużo chce na raz. I takie dni cieszą. Wiem, że przede mną jeszcze długa droga zanim uporam się z tymi traumami, ale najważniejsze jest dla mnie to, że w końcu nauczyłam się być samą, że znalazłam spokój. Wcześniej wiedziałam, ze facet mi do szczęścia nie potrzebny, ale nie umiałam się do tego stosować. Uznawałam, że skoro nie mam chłopaka to jestem gorsza. Teraz już wiem, że to tylko pokazuje moją siłę. Że nie potrzebuje byle kogo, by po prosty kogoś mieć, a potrzebuje tej jednej konkretnej osoby. Kim ona jest? Jeszcze nie wiem, może go (albo jej) jeszcze nie poznałam. Tylko tym razem mi się nie śpieszy. Mam dużo rzeczy do osiągnięcia. Mogę się swobodnie rozwijać. Jestem zadowolona z siebie, a to w tej...

Alone?

Czasem dopada mnie myśl że te przyjaźnie to jakieś dziwne. Kontakt tylko wtedy kiedy sama napisze, tak to może być i parę dni ciszy. Boli mnie to. Przyjaciółki są dla mnie jak siostry i naprawdę się o nie troszczę. A w takich chwilach jak ta, zaczyna to przerażać. A nie chce żeby te relacje były oparte na strachu. Żebym czuła przymus napisania bo inaczej nie będzie kontaktu. Wczorajszy dzień był dla mnie okropny. Nienawidzę kiedy jedno słowo wywołuje we mnie stan paniki z którego nie mogę się wyrwać. Jedyne co pomaga to sen. Myśli dominują, przerażają. Wracają wspomnienia które sprawiają ból, które ograniczają moje logiczne myślenie. Nie chce ich mieć, ale wiem, ze ich się tak łatwo nie pozbędę. Z każdym dniem zamiast być lepiej, jest tylko gorzej. Ta nieustanna walka męczy. Ale muszę ją wygrać. Nie pozwolę pochłonąć się beznadziei. Oby tylko los mi sprzyjał...

Giving up?

Nie wierzę, że tak ciężko mi jest sklecić choć kilka słów o czymkolwiek. W ciągu ostatniego miesiąca moje życie posypało się tak mocno, jak jeszcze nigdy wcześniej. Wieczne ataki paniki, wybuchy płaczu, bezsenne noce, a później przespane całe dnie. Zero motywacji do czegokolwiek Wszędzie pierdolnik, nawet nie mam siły gotować, o jedzeniu może nie będę wspominać. A najlepsze jest to, że już myślałam, że będę w stanie żyć bez leków, że poradzę sobie bez terapii. A teraz widzę, że raczej to niemożliwe. Wychodzę z domu tylko wtedy kiedy muszę. Udaje przed ludźmi że wszystko jest w porządku, bo nie chce ich obarczać swoimi głupimi problemami. Poza tym to ja zawsze byłam tą silną, tą odważną. Szkoda tylko, ze w chwili w której wychodzę z uczelni nie ma już tej szczęśliwej dziewczyny która cieszy się wszystkim tym co wokół niej. Jest tylko pustka. Płacz. I strach, że ktoś się znowu ode mnie odwróci. Strach przed kolejną zdradą. Są chwile kiedy ból staje się nie do zniesienia. Kiedy jest go ...

Start of something new

Czas dorosnąć. Dojrzeć. Zacząć dbać o siebie. Ostatni rok akademicki nie był dla mnie łaskawy. Początki choroby, załamanie nerwowe, samotność. Wszystko wzięte do kupy pokierowało moje kroki do lekarza. I to była dobra decyzja. Po 9 miesiącach czuje się lepiej, mam weselszy humor, potrafię żyć. Dalej zdarza mi się mieć gorsze dni, ale nie przeszkadza mi to w czerpaniu od życia garściami. Zakochałam się. Odnowiłam przyjaźnie. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nawet dobrze że to wszystko się wydarzyło. Jasne, długo zajęło mi pogodzenie się z tym, ale w końcu się udało. Patrzę na przeszłość z pewną dozą nostalgii, ale wiem że trzeba patrzeć w przyszłość. Zaczynam dbać o siebie. Zaczynam skupiać się na sobie i swoim zdrowiu fizycznym, jak i psychicznym. Chce częściej pisać na blogu. Chce pokonać depresję. Chcę oswoić PCOS. Chce znowu być zdrowa. Chce się sobie podobać. Wiem, że to nie jest łatwe, ale pierwszy krok w kierunku zmiany dokonany. Odrzucone wszystko to, co złe. Muszę sta...

New rules

Chyba powinnam zmienić coś w życiu. No i zaczęłam. Poszłam po poradę do specjalisty. I nie żałuję. Chociaż dni są ciężkie, bo nie potrafię się skupić, boli mnie głowa i nie chce za bardzo mi się jeść. Ale szczerze mówiąc, jest lepiej. Już tak nie płaczę. Pierwszy raz od trzech tygodni nie uroniłam łzy w kościele, co było straszne. Nie mogłam się wtedy skupić na tym na czym powinnam, a tylko myślałam czy ktoś zwraca na mnie uwagę i czemu nie jestem się w stanie uspokoić. Dzisiaj było lepiej. Tylko cały weekend mam praktycznie zmarnowany. Nie mogłam funkcjonować. Albo chciało mi się spać, albo co sekundę się rozpraszałam. Dopiero wieczorem jestem w stanie się jakoś uspokoić. Tylko to za mało czasu. Pięć kolokwiów w trzy dni, do tego 3 razy korki. Będzie ciekawie. O ile będę w stanie wstać z łóżka bez myśli, że z chęcią bym w nim została. Przeraża mnie jutrzejszy dzień. 8-18 i dwa kolokwia. Bardzo przyjemnie. Ale dam radę. Muszę. Nikt mnie przecież nie zwolni z zaliczeń od tak. Musz...

Boję się...

Dzisiaj powinien być dobry dzień. A jeśli nawet nie dobry, to chociaż neutralny. Chyba będzie inaczej. Święta tuż tuż. Pierwszy raz od wielu lat nie chce tam być. Nie chce być oceniana, że znowu nie byłam u spowiedzi bo przecież powinnam. Nie chce żeby te wszystkie wspomnienia do mnie wróciły. Z jednej strony pogodziłam się z losem, że to co było już nie istnieje. A z drugiej nie potrafię sobie wybaczyć, że to się tak skończyło. Nie chce z Nim być bo wiem, że to nie ma sensu, ale jednak to za Nim tęsknię tak bardzo, że boli. Brakuje mi Jego uśmiechu, Jego dotyku, Jego obecności. Nie chce, żeby był obok, a jednak w głębi duszy to jedyna rzecz której pragnę. Jedyna osoba którą chce mieć obok. Tylko chciałabym móc żyć normalnie. Mieć znajomych z którymi mogę robić jakieś większe plany. A nawet w sylwestra zostaje mi albo siedzenie ze znajomymi brata, albo z rodzicami albo samemu. Kiedy słucham swoich znajomych, że oni już od października są umówieni na imprezy, to robi mi się strasz...

Friends

Nie spodziewałam się, że pół godzinna rozmowa z człowiekiem którego na oczy widziałam trzy razy tak bardzo poprawi mi humor. Znamy się ponad 6 lat, przyjaźnimy się trochę krócej. Nie ważne, że czasem nie gadamy ze sobą 3-4 miesiące i tak nie odczuje się tego, że to tyle minęło. Nawet już w tej chwili nie pamiętam jak to było, że my się tak zgadaliśmy. No bo kurde, mieszkaliśmy od siebie prawie 400 km, teraz już mniej, bo ze 200, ale jakoś na odległość udało się zacząć przyjaźń, która trwa do dziś. A pamiętam tylko, ze strasznie się z Nim kłóciłam na warsztatach. Jakoś nie było nam po drodze do porozumienia. No i może w tym tkwi magia, że przeciwieństwa się przyciągają. Byłam jedną z pierwszych która poznała prawdę, która wiedziała co się święci i pomagała gdy wszystko się rozpadło. I On był przy mnie kiedy wszystko się zaczynało, kiedy było źle, no i teraz, kiedy wszystko się skończyło. Tyle kilometrów dalej, a potrafi ciągle wywołać uśmiech na mojej twarzy... Czasami spotykam n...

Existence

Są dni, kiedy nie chce wychodzić z łóżka. Kiedy jedyne co mi potrzeba to połączenie z internetem, herbata i coś do jedzenia. Dobry serial albo ciekawy kanał na jutubie i jestem zadowolona. Wszystko tylko po to, żeby nie myśleć. Żeby nie tęsknić. Żeby funkcjonować. Wolne dni są najgorsze, a takie teraz będą dwa. Więc dwa dni na uczelni, dwa dni wolnego, dzień na uczelni i znowu wolne. Za dużo czasu do myślenia, za mało motywacji do nauki, do robienia czegokolwiek pożytecznego. Nawet nie mam siły w pokoju sprzątać. Oby tylko dało się funkcjonować. Tyle wystarczy. Z braku laku wróciłam na Twittera. Po dwóch latach przerwy. Przed pierwszą sesją rzuciłam żeby się skupić na zajęciach i nauce, ale nie wyszło. Potem się odzwyczaiłam, ale gdy teraz wróciłam, to miło było zobaczyć osoby z którymi się kiedyś pisało dalej aktywne. Uczucie powrotu do domu. Do miejsca, w którym nikt Cię nie ocenia. Gdzie każdy pomoże. Szczęśliwe, bezpieczne miejsce. Kiedy po długim czasie zaczyna Ci się piep...

Tired

Życie chyba lubi się pieprzyć. Przynajmniej moje. Brakuje mi juz siły żeby udawać, że wszystko jest w porządku. Nikt nie wie co się dzieje. Bo ja sama nie mam odwagi żeby przyznać się do tego co się stało. Przecież nie powiem nikomu, że On już nie jest mój. Za bardzo to boli. Za dużo miałam planów. Za długo to trwało. I aż wstyd się przyznać, że zawaliłam jak jakaś ciota. I że zmarnowałam jemu prawie 5 lat życia. Strasznie to boli. I ogromnie mi wstyd, że nie umiałam Go zatrzymać przy sobie. Mam dość. Pozwólcie mi zniknąć...

Change.

Dziwne jest to jak bardzo postrzeganie świata może zmienić się w jednej chwili. Wystarczy jedna rozmowa i zmienia się wszystko. Boję się. To się nie zmieniło. Ale On jest w stanie sprawić, że boję się mniej. Że mu ufam, że nic się między nami nie zmieni. Że mam pewność, że chcę żeby był obok cały czas. Wiele wydarzyło się przez ostatnie miesiące, ale wczorajszy wieczór pokazał, że nie jest ważne co się stanie, my i tak będziemy się czuli ze sobą dobrze. Chcemy razem walczyć o lepsze jutro. Chcemy podnieść się z każdego dna w jakie wpadniemy w przyszłości. Chcemy być szczęśliwi. I nie wykluczamy niczego. Nie wiemy co przyniesie przyszłość. Kochanie Go nigdy nie było banalne, ale teraz wiem, że jest to warte zachodu. Bo warto mieć kogoś takiego jak On. I nie wyobrażam sobie mojego życia bez Niego obok. Mój największy skarb. Moja podpora. Powód mojego uśmiechu. Nie chce żeby to kiedykolwiek się zmieniło....