Small steps
Małymi kroczkami idę do przodu. Walczę o siebie, o swoje szczęście. I nie wiem ile to zajmie, ale wiem, że warto.
Nie jest jeszcze tak jak powinno być. Są dni kiedy leżenie w łózku to za duży wysiłek. Ale na szczęście są też takie w ktorych mam tyle energii, że nie wiem co robić, bo za dużo chce na raz. I takie dni cieszą. Wiem, że przede mną jeszcze długa droga zanim uporam się z tymi traumami, ale najważniejsze jest dla mnie to, że w końcu nauczyłam się być samą, że znalazłam spokój. Wcześniej wiedziałam, ze facet mi do szczęścia nie potrzebny, ale nie umiałam się do tego stosować. Uznawałam, że skoro nie mam chłopaka to jestem gorsza. Teraz już wiem, że to tylko pokazuje moją siłę. Że nie potrzebuje byle kogo, by po prosty kogoś mieć, a potrzebuje tej jednej konkretnej osoby. Kim ona jest? Jeszcze nie wiem, może go (albo jej) jeszcze nie poznałam. Tylko tym razem mi się nie śpieszy. Mam dużo rzeczy do osiągnięcia. Mogę się swobodnie rozwijać.
Jestem zadowolona z siebie, a to w tej chwili najważniejsze. Może mogłoby być lepiej, ale nie zastanawiam się nad tym. Po prostu staram się żyć pełnią życia, na tyle na ile pozwala mi choroba.
Znajdować radość w nawet najdrobniejszych rzeczach, by móc pożniej powiedzieć, że przeżyłam to życie najlepiej jak mogłam.
Komentarze
Prześlij komentarz